Był taki budynek w Grójcu, którego dziś już nie ma. Stał dumnie przy stacji kolejki wąskotorowej na obrzeżach miasta – ogromny, surowy, a jednak piękny w swojej przemysłowej prostocie. To był młyn. Mój młyn. Dziś została po nim tylko cisza.
Ale ja go pamiętam. Pamiętam jak pachniał – mąką, kurzem i ciężką pracą. Pamiętam ślimaki, po których worki pełne mąki zjeżdżały w dół prosto do ciężarówek – a ja zazdrościłam im tej zabawy. Pamiętam wielką wagę ułożoną wzdłuż ściany budynku, w którym pracował mój tata. I pamiętam ogromne sita – poruszające się w rytmie robiąc ogromny hałas - ale wyglądały jakby tańczyły. Dla dziecka to było magiczne miejsce. Dla dorosłych – miejsce pracy, wysiłku, codzienności. Pod młynem czekały ciężarówki. Stali ludzie. Zwykłe, powtarzalne chwile, które teraz – po latach – lśnią we wspomnieniach jak stare fotografie.
Ten budynek zawsze mi się podobał. Był majestatyczny i mocny. Był częścią krajobrazu, częścią dzieciństwa, częścią mojego świata. Zostały po nim tylko ślady. Fragment bramy. Kostka brukowa na placu. I parę budynków, które teraz służą innym celom i nie pachną już zbożem jak dawniej. Ale ja chciałam ocalić to, co wciąż mam – pamięć. Bo wiem, że wszystko kiedyś się kończy. Że nie wszystko można zachować. Ale można zachować emocje, obrazy i czułość.
Ten projekt powstał właśnie z tej potrzeby – żeby zatrzymać to, co zostało: trochę wspomnień, trochę ciszy, trochę serca...

Ze strony Mapio.net






Ze strony Pochelski.pl









Ślady dawnej obecności...
Fragment z publikacji sfinansowanej ze środków Starostwa Powiatowego w Grójcu z 2006r.
"Powiat Grójecki w latach 1945-1975"
Remigiusz Matyjas

"
Mąka na chleb
W 1955 roku młyn w Grójcu miał napęd elektryczny (silnik 22 kW) i urządzenia: mlewnik (700 x 300 mm), mlewnik (600 x 300 mm), łuszczarkę szmerglową (1000 x 600 mm), krajalnicę do kaszy, mars nr 1, wialnię zbożową, 3 cylindry graniaste i kamień śrutownik (900 mm). Obsługiwało go dwóch pracowników fizycznych i jeden umysłowy. Młyn w Warpęsach posiadał silnik na gaz ssany (40 KM) oraz urządzenia wałki gniotkowe, dwa wlewniki (700 x 280 mm), łuszczarkę szmerglową (1000 x 600 mm), kamień śrutownik (1000 mm), perlak cepowy konstrukcji miejscowej, wialnię mechaniczną i trzy cylindry graniaste. Zatrudniano trzech pracowników fizycznych i jednego umysłowego.
W 1954 roku młyn w Grójcu zmełł 523 tony zboża o wartości 47 813 zł, młyn w Warpęsach zaś - 137 ton o wartości 33 765 zł. Młyn w Grójcu przemielał w ciągu godziny 217 kg zboża, młyn w Warpęsach zaś tylko 68 kg. Słowem młyny o napędzie elektrycznym górowały nad młynami na gaz ssany.
W 1959 roku. Zakłady Zbożowo-Młynarskie w Grójcu (Grójec i Piaseczno) - przerabiały 95 ton zboża na dobę. Trzonem zespołu był żytni młyn w Grójcu: płaski spichrz przymłyński o wystarczającej pojemności, nie najlepszy magazyn produktów gotowych, 97 pracowników fizycznych i umysłowych, dobowy przemiał 60 ton. 13 stycznia 1959 roku – na wniosek nadmłynarza Jana Dębińskiego - załoga zobowiązała się do adaptacji wolnego pomieszczenia w młynie na kaszarnię jęczmienną. Po miesiącu kaszarnia była gotowa; użyto do niej starych urządzeń z młyna “Ekspres” w Grójcu, z młyna w Piasecznie oraz innych zakładów. Zainstalowano: perlak “Mars”, łuszczarkę, dwa magnesy, krajalnicę (350 mm) i sortownicę. Dobowo produkowano 8 ton kaszy siekanej. W uroczystości uruchomienia kaszarni wzięli udział przedstawiciele Wojewódzkiego Zjednoczenia Przemysłu Zbożowo-Młynarskiego: dyrektorzy A. Domachowski, Bittner i Maliński oraz sekretarz organizacyjny Komitetu Powiatowego PZPR w Grójcu Jan Janas.
Ok. 1960 roku w młynie w Grójcu (Zakłady Zbożowo-Młynarskie) wprowadzono nowy system przygotowania ziarna do przemiału. Chodziło o czyszczenie, czyli “mokre obłuskiwanie” ziarna. Młyn w Grójcu wyróżniał się niskim zużyciem energii elektrycznej. Czyniono przygotowania do zautomatyzowanego pakowania przetworów. Na roku 1961 planowano przebudowę młyna i czyszczarni, wprowadzenie nowych maszyn. Dobre wyniki osiągano dzięki załodze. Na wyróżnienie, według Janusza Jaxa, zasługiwali: Jan Janus – mechanik i elektryk, Jan Dębiński - nadmłynarz, inż. Witold Sznajder – kierownik techniczny. Do bolączek należała współpraca z PKP. Zakłady młynarskie były bardzo poważnym kontrahentem dla PKP, a konkretnie dla “kolejki grójeckiej” (ok. 700 wagonów miesięcznego obrotu). Tymczasem PKP ociągały się z wyposażeniem stacji w parowóz przetokowy, a do tego nieregularnie podstawiano i odbierano wagony. Dzienne koszty przetaczania wynosiły 200-300 zł. W Zakładach Zbożowo-Młynarskich myślano o zawarciu porozumienia z PKS.
W 1966 roku bardzo głośno, w sensie dość dosłownym, było o “nowym” młynie w Warce, wchodzącym w skład Zakładów Zbożowo-Młynarskich w Grójcu. W zasadzie nie był to młyn zupełnie nowy, lecz przebudowany kosztem 10 mln zł dawny młyn gospodarczy, który przemielał tylko 12 ton zboża na dobę. Powstał młyn pszenny o zdolności produkcyjnej 75 ton na dobę, wyposażony w pneumatyczny transport wewnętrzny. W zelektryfikowanym, nowocześnie urządzonym młynie pracowały 73 silniki o łącznej mocy 325 kW. W lipcu 1966 roku uroczyście przekazano młyn do eksploatacji. Uczestnikami aktu byli: dr Stanisław Lindberg – wiceminister przemysłu spożywczego i skupu, Cz. Rybicki – dyrektor Centrali PZZ, A. Domachowski – dyrektor Wojewódzkiego Zjednoczenia PZZ w Warszawie, przedstawiciele Komitetu Miejskiego PZPR, władz miejskich oraz telewizji i prasy. Gospodarzami imprezy byli: dyrektor Zakładów Zbożowo-Młynarskich w Grójcu Kazimierz Barcik oraz kierownik młyna - R. Skociński.
Anatol Hanftwurcel, opisując warecki młyn w “Przeglądzie Zbożowo-Młynarskim”, okazał się być przeciwnikiem propagandy sukcesu: “minął już chyba czas, w którym mogliśmy cieszyć się wszystkim co nowe, nawet jeśli było i nie za dobre”. Dostało się producentom maszyn, wykonawcom i projektantom. Nie dotrzymano terminu oddania obiektu do ruchu. “Uruchomienie większości maszyn było źródłem licznych trudności. Nie pracowały wialnie kaszkowe. Wyloty trymerów okazały się niezgodne z normalką. W miejscu, w którym powinno się odbierać połówki ziarna, otrzymywano nasiona kąkolu. Zgodnie z tradycją źle funkcjonowały i nadal źle funkcjonują filtry” - pisał Hanftwurcel. I dalej szczegółowo rozwodził się nad wyprodukowanymi ze złego materiału wlewnikami i śrubami dociskowymi, nieszczelnością w systemie zasilania walców tudzież złym wyważeniem tychże walców. Podziwiał załogę za to, iż w takich warunkach osiągała wydajność 60 ton na dobę. Wyciągnął jednak i pozostałe minusy. Z garażu młyna wciąż, pomimo wygaśnięcia w 1963 roku umowy, korzystał PKS. Produkty wareckiego młyna jeździły po całym kraju: mąkę wrocławską wywożono m.in. do Grójca Białej Podlaskiej i Siedlec, mąkę bułkową zaś do Warszawy, GS-ów i PSS-ów w województwie warszawskim, a nawet do Lublina. A piekarnie wareckie piekły pieczywo z mąki sprowadzanej z Kalisza, Torunia i Lubicza...
Na tym nie skończyły się kłopoty ze zmodernizowanym młynem w Warce: zakłócał spokój, ciszę, odpoczynek i sen mieszkańcom miasta.
"


Co zostało...













